Przedstawiłam Wam już ogólną relację z naszego pobytu na wsi. Czas na parę słów o kulinariach, które znacznie różnią się od realiów miastowych. W mieście mogę kupić co tylko chcę, o dowolnej porze roku, ale produkty nie są całkowicie świeże. Na wsi jest dokładnie na odwrót: nie mamy dużego wyboru, dysponujemy tym, co akurat jest dostępne w ogródku, za to wszystko jest prosto z krzaka czy drzewa 🙂
Trafiłyśmy na szczyt sezonu malinowego, więc maliny mieliśmy prawie codziennie. Najchętniej prosto z krzaka, ale było ich na tyle dużo, że bez problemu dawało się donieść spore porcje do domu i przyrządzić z nich coś smakowitego. Najczęściej był to prosty mus: maliny rozgniecione widelcem, cukier i śmietanka. Właśnie takie przysmaki kojarzę z wakacji w dzieciństwie. W wersji bardziej eleganckiej całość była miksowana i tworzyła pyszny koktajl.
Przy okazji poznałam maliny odmiany różowej. Z daleka wyglądają na niedojrzałe, ale z bliska oraz w dotyku nie pozostawiają wątpliwości, że są gotowe do zerwania. Smakują delikatniej, zdecydowanie w stronę ogrodowych, nie leśnych malin. Najważniejszą ich zaletą jest możliwość tworzenia kolorowych kompozycji dań malinowych.
Dzięki Łucji zainteresowałam się płatkami róży, która rosła przed domem. Nie wiem skąd moje dziecko wpadło na pomysł, że z tych płatków trzeba zrobić pyszny dżemik 🙂 No to podszkoliłam się w teorii konfitur i zrobiłyśmy (zobacz przepis).
Miałam też okazję wyrabiać masło bardzo tradycyjną metodą, z lekko kwaśnej śmietany. Trzeba było się trochę napracować, żeby taką śmietanę ubić na tyle mocno, aby oddzieliło się masło. Jednak końcowy efekt warty jest takiego wysiłku 🙂
To, czego nie mamy w mieście, to świeże grzyby, które Wujek zbierał po deszczu. Z takich grzybów można przygotować świetny sos lub na przykład z kani przygotować pysznego kotleta. Ślinka leci na samo jego wspomnienie 🙂
W wakacje nawet zaangażowanie w gotowanie może być dla dzieci fajną przygodą. Moje Kuzynki przypomniały mi o prostym połączeniu bitej śmietany z galaretką. Dzieciom bardzo posmakowało, więc zaangażowały się w przygotowanie kolejnej porcji galaretnika (tak tu nazywają ten deser). Łucja układała biszkopty na dnie tortownicy, a starsze dziewczynki pomagały w miksowaniu śmietany.
Były też wielkie sobotnie wypieki ciasteczek. Tu najbardziej pracowała Łucja ze swoją ukochaną Grażynką. Zadaniem w sam raz dla 5-latki było przyklejanie cukru do ciastek i układanie ich na blasze do pieczenia.
Na co dzień używałyśmy bardzo dużo jajek. Były bardzo świeże i miały intensywny kolor żółtka, który niesamowicie barwił ciasta i desery. Ja najbardziej lubię omlety, więc najczęściej przyrządzałam sobie takie z pomidorami. Klara natomiast doszła do wprawy w samodzielnym smażeniu jajecznicy oraz chleba panierowanego w jajku z przyprawami 🙂
Dla odmiany Łucja podszkoliła się w panierowaniu kotletów. Tym razem miała okazję panierować sama na wszystkich etapach: w mące, jajku i bułce tartej. Podobało mi się jej zaangażowanie w te czynności.
Bardzo mnie cieszy też to, że dzieci zobaczyły skąd się bierze mleko, jajka, bób, borówki amerykańskie itp. Już nie powiedzą, że masło bierze się z lodówki albo ze sklepu 😉
Ze śmietany namiętnie produkowałam lody. Początkowo robiłam takie tradycyjne, z jajkami ubitymi na puszystą masę. Jednak szybko okazało się, że śmietana jest tak dobra sama w sobie, że nie potrzebuje jajek do towarzystwa. Tym sposobem wykonanie lodów stało się tak proste, że nie było problemem robić je codziennie. Najlepszą wersją smakową okazały się dla nas lody z dodatkiem soku malinowego. Można utworzyć ciemnoróżowe smugi na jasnym tle i wtedy nie tylko smak, ale i wygląd lodów jest bardzo atrakcyjny!
Po kilku dniach pobytu na wsi, w przypływie geniuszu odkryłam, że posiłki można jeść na dworze. W mieście nie mam takiego odruchu, bo na balkonie i pod blokiem jest hałas od ulicy, ale tu jedzenie na zewnątrz stanowiło czystą przyjemność.
Tagi: grzyby, lody, maliny
Piękne wakacje 🙂 Czy stąd jest wlaśnie scenieria do tarty z poprzedniego przepisu?
Aga, tartę jedliśmy na działce przyjaciół 🙂 Klimat tu i tu podobny – dużo zieleni i spokoju.
wspaniałe wakacje, takich klimatów bardzo zazdroszczę – tak pozytywnie oczywiście 🙂
DorotaSmakuje, słusznie! Takie klimaty są super 🙂 Szczególnie w kwestii edukacji żywieniowej dzieci.