Kto zagląda na stronę fanów 2 smaki na Facebooku ten już wie, że pod koniec listopada byłam na tygodniowej pielgrzymce we Włoszech. Cały wyjazd był wspaniały i rzeczywiście skupiłam się głównie na aspekcie pielgrzymkowym. Jednak w wolnych chwilach chłonęłam wszystko, co mój ulubiony kraj akurat przede mną odkrywał. Udało mi się wypatrzeć trochę kulinarnych informacji i inspiracji. Dzięki temu mogę przekazać Wam kilka moich spostrzeżeń i odkryć związanych z włoskim jedzeniem, choć niekoniecznie z gotowymi potrawami.
Na dobry początek przedstawiam Wam moje trofea, złowione tuż przed odlotem, w ramach wydawania drobnych. Wybór książek kulinarnych był ogromny i chętnie wybrałabym więcej, ale… i tak skończyło się zapłaceniem kartą, bo za bardzo się rozpędziłam 😉 W każdym razie spodziewajcie się jakiegoś nowego brownie i dań z makaronem w najbliższym czasie. No i planuję potrenować ręcznie kształtowane gnocchi, przy pomocy tego specjalnego urządzenia.
Uwielbiam orzechy piniowe, a w Rzymie jest mnóstwo drzew piniowych. Kiedy już zorientowałam się jak wyglądają, okazało się, że spotykamy je na każdym kroku. Wielka szkoda, że sezon już minął i mogliśmy znaleźć jedynie wysuszone szyszki.
Za to zbliżał się sezon na pomarańcze. Widzieliśmy mnóstwo pomarańczowych kulek na drzewach. A przy okazji dowiedziałam się, że najsłodsze mandarynki to takie z częściowo zieloną skórką. Kiedy cała skórka stanie się pomarańczowa to jest już po najlepszym momencie do spożycia.
Od tego wyjazdu posiadam liście laurowe własnoręcznie zebrane prosto z krzewów wawrzynu szlachetnego, przy ścieżce z górach. Pachniały intensywnie i świeżo, inaczej niż te znane mi suszone. Zebrałam całe gałęzie, a nawet małe krzaczki z korzeniami, choć niestety, nie udało mi się niczego wyhodować w domu. Jeśli będziecie mieli okazję nazbierać takich świeżych listków laurowych, to gorąco polecam Wam skorzystanie.
Włosi odmierzają porcje lodów jakoś inaczej niż my. Ta potężna porcja lodów w mojej ręce nazywa się „2 kulki” i zawiera 4 smaki. Mi to pasuje!
W czasie wolnym w Asyżu podczas kupowania pamiątek trafiliśmy na małe sklepy pełne słodkości. Ilość wersji i kolorów makaroników i innych słodyczy robiła wrażenie i nie pozwalała iść dalej. Mnie najbardziej urzekły ogromne bloki czekolady. Chętnie bym się tam zgubiła…
Posiłki jadaliśmy w różnych miejscach, ale zawsze powtarzał się podobny schemat. Zanim dostaliśmy ciepłe dania, na stole czekały na nas: pieczywo, woda i wino. Nikt nie narzekał 😉
Tagi: Włochy
tęsknota za rzymskimi wakacjami uaktywniona!
Takie tęsknoty absolutnie mnie nie dziwią. Też już zaczynam tęsknić znowu.
Zazdraszczam Olu!
Wspaniale doswiadczenie!
(P.S. A z lodami podobno rzeczywiscie jest 'cos nie tak’! 😉
X
🙂
Kasiu, nie tak z lodami, hi hi. Żeby ze wszystkim dobrym było w taki sposób nie tak, to by było super! 😀