Dopadło mnie złe samopoczucie i brak chęci do biegania. Jak to się skończyło? Super! 🙂

Ola biegnie szybkie 9 km

Przez ostatni tydzień walczyłam z wirusem anginy, który chciał mnie rozłożyć. Dwa tygodnie pełne warsztatów kulinarnych, na których jadłam i nabiał i mięso i cukier i białą mąkę, oraz majówka z gośćmi i również mniej zdrowym jedzeniem, sprawiły, że z trudem broniłam się przed infekcją. Na szczęście nie zachorowałam tak mocno jak ofiarodawczyni wirusa, ale na bieganie kompletnie nie miałam ochoty…

Z drugiej strony wcale nie miałam wyrzutów sumienia. Wolę mieć poczucie wolności: jak nie mam fazy, nie biegam. Nie muszę walczyć o nowe rekordy, które owszem, akurat były w planie na ten tydzień. Trudno, nic takiego się nie stało, będą następne okazje!

Wracałam do biegania nieśmiało. Najpierw w poniedziałek wyszłam na trening z Jankiem. Zaczęłam sama, spokojnie, a potem wspólne bieganie wyszło w całkiem dobrym tempie, bo Jankowi trudno było zwolnić w środku jego treningu. Na szczęście ja przebiegłam tylko 6 km, więc jakoś pociągnęłam tempem Janka.

Ola i Janek po biegu

Dziś wypadał dzień kolejnego treningu biegowego i nic nie zapowiadało tego, co się wydarzyło. No, chociaż może dałoby się to przewidzieć, znając moje usposobienie… Otóż tradycyjnie zajęłam się różnymi obowiązkami, i okazało się, że zbyt późno wyszłam na trening i muszę się spieszyć, żeby zdążyć na popołudniowe spotkanie. Już raz się tak zdarzyło, że zbyt późne wyjście na trening dodało mi nadspodziewanej siły w nogach. Teraz było podobnie. Czułam presję i odruchowo przyspieszałam. Widocznie ten typ tak ma!

Ostatecznie okazało się, że przebiegłam 8,5 km w tempie 5:55 minut na kilometr. To bardzo dobry wynik, bo zapowiada dychę w czasie krótszym niż godzina! Jestem bardzo dobrej myśli i chyba mogę się rozejrzeć za zawodami na 10 km 🙂