Nadal jeszcze pozostaję w klimacie Świąt. Kompot z suszu najlepiej smakuje w Wigilię. A potem jeszcze przez dłuższy czas mamy chęć go pić. Ma specyficzny, wędzony smak, który zależy przede wszystkim od śliwek. W delikatniejszej wersji można wybrać śliwkę kalifornijską, ale jest to odejście od tradycyjnego przepisu. Taki gorący kompot działa jak herbata wypita po obiedzie – wspomaga trawienie.
Kompot z suszu
- 30 dkg suszonych śliwek
- 40 dkg innych suszonych owoców (jabłka, gruszki, figi, daktyle, morele itp.)
- laska cynamonu lub mniej
- 4 goździki
- cukier (do smaku, im mniej tym lepiej)
- sok z cytryny
Owoce opłucz i zalej zimną wodą tak, by przykryć owoce. Odstaw na 12 godzin. Dolej około litra wody, dodaj goździki, cynamon i ewentualnie cukier. Gotuj 20 minut od zawrzenia. Wystudź. Dodaj soku z cytryny, jeśli lubisz. Podawaj na zimno lub podgrzany.
Tagi: Adwent i Boże Narodzenie, cynamon, goździki, śliwki suszone, sok z cytryny, suszone owoce
Dawno już takiego kompotu nie piłam…a lubię:)
Aniu, to najbliższa okazja będzie pewnie za rok 😉 Nam już się skończył.
Uwielbiam! U mnie na swieta tez zawsze jest. Dodaję również świeżą pomarańczę pokrojoną w plasterki i mnóstwo różnych suszonych owoców.
Pozdrowienia:)
Majanko, ze świeżą pomarańczą zapewne jest pyszne. Co prawda jest to odejście od tradycji, ale myślę, że taka wersja smakowałaby mi nawet bardziej niż kompot tradycyjny 🙂
jako dziecko – nie lubilam, jako dorosla – uwazam, ze koniecznie musi byc na swiatecznym stole! u mnie prawie identyczny tylko wrzucamy jeszcze gwiazdke anyzu 🙂
Tanroth, ja też jako dziecko nie chciałam pić tego kompotu. Zresztą jako dziecko to ja ogólnie nie lubiłam nic jeść. Na szczęście rodzice mnie nie zmuszali i niechęć do jedzenia w pewnym momencie sama zniknęła 🙂