Wybraliśmy się dziś rodzinnie na Pasta Party – imprezę poprzedzającą Maraton Warszawski. Janek w tym roku nie pobiegnie (bo go poprosiłam o krótsze treningi), ale kibicujemy zaprzyjaźnionej Uli.
Idea tej imprezy jest taka, że każdy maratończyk przed tak dużym wysiłkiem powinien zjeść dużo węglowodanów, czyli makaronów głównie. A my makarony bardzo lubimy, więc wszyscy dziś tam byliśmy i nawet Łucja niektóre z nami jadła 🙂
Wypróbowaliśmy różne potrawy przygotowane przez Krystiana Zalejskiego, który oprócz tego, że jest szefem kuchni i prowadzi restaurację RoRo lounge cafe w Warszawie, to jeszcze biega maratony!
Moje dziewczynki z największym apetytem zajadały lazanię ze szpinakiem. Łucja zajadała wszystko, co jej dawałam, a dawałam makarony 🙂 Mi smakowało prawie wszystko, czego tam próbowałam. A najbardziej cieszy mnie, że mogłam obejrzeć pokaz gotowania. Miałam okazję podpatrzeć jak wykonać kilkanaście bardzo szybkich dań makaronowych. I oczywiście każdego z nich potem spróbowałam 🙂
Najbardziej smakowały mi pappardele z borowikami. Wystarczy podsmażyć czosnek (wrzucony na zimną oliwę) z borowikami pokrojonymi na kawałki. Dodać trochę bulionu, trochę masła – do zagęszczania sosu najlepiej użyć zimnego, z lodówki. Dołożyć makaron i na koniec sypnąć garść parmezanu i świeże zioła (chyba tymianek w tym wypadku, o ile dobrze pamiętam).
Odkryłam też krewetki, to znaczy odkryłam, że bardzo je lubię. Do tej pory te, które jadałam nie zachwyciły mnie. Dowiedziałam się, że te kupowane w sklepach są zwykle już obgotowane (mają kolor różowy), a do szybkiego przesmażenia należy użyć surowych (mają kolor szary). Jeżeli próbujemy smażyć krewetki te różowe, czyli wstępnie obgotowane, to ich mięso staje się gumiaste. Jak mi się przydała ta informacja! Już wiem dlaczego do tej pory krewetki mnie nie pociągały 😉 Te przygotowane na pokazie były… al dente – tak bym to określiła, bo nie znam fachowego określenia. Stawiały leciutki opór zębom i miały świeży smak. I teraz dopiero mogę uwierzyć, że krewetki są afrodyzjakiem 🙂
Spróbowałam też czarnego makaronu, czyli zabarwionego atramentem ośmiornicy. Miał lekko rybny posmak i… nie polubiłam go. Być może dlatego, że zdążyłam się już nasycić makaronami wcześniej podanymi do spróbowania.
Generalnie pokaz bardzo mi się podobał, bo zobaczyłam ile różnorodnych i szybkich dań makaronowych mogę przygotować. Cieszę się, że polubiłam się z krewetkami i borowikami (grzybów trochę się obawiam, bo mało się na nich znam). Fajnie, że mogłam spróbować czarnego makaronu. Aha, dowiedziałam się też, że można kupić ocet balsamiczny już zagęszczony, jak syrop. W tej postaci jest bardziej słodki i nadaje się do deserów oraz do makaronów oczywiście 🙂
Tagi: makaron
mniam, brzmi pysznie!
Ulla, właśnie tak było 🙂
Olu, mialam dokladnie to samo z krewetkami! Te rozowe to powinno sie podawac na zimno, w jakims koktajlu z sosem – brrrrr…:)
Te paskudnie szare, to dopiero jest radosc! 🙂
A, widzialam zdjatko Malutkiej na Facebook- 'kokarda’ na czole mnie zachwycila! 🙂
Pozdrowienia!
Kasiu, no właśnie! Człowiek uczy się całe życie. Cieszę się z tej nowo nabytej wiedzy.
Mnie też zachwyca kokarda na czole Łucji 🙂
Świetna impreza. I tyle makaronu:) Mmmmmmm, aż żal, że mnie tam zabrakło:)
Aniu, żal! Następnym razem idziecie z nami 🙂
Obowiązkowo:)
Dwa lata temu byłam na Pasta Party, obowiązkowo bo maraton biegłam. Makaron był mało fantazyjny, po prostu kluchy w sosie pomidorowym, bez wyrazu takie, ale sama atmosfera i świadomość tego co czeka (ponad 42 km) – bezcenne! Fajnie że nie tylko organizacja biegu, ale i organizacja Pasty ewoluuje – sporo z moich znajomych biegowych kocha dobre jedzenie 🙂
Gosiaczku, znowu mnie zaskakujesz! Biegłaś maraton? Gratuluję 🙂
A Pasta Party z całego serca polecam 🙂 Prawdopodobnie za rok ta sama ekipa coś dobrego przygotuje.
Olu, biegłam 🙂 w 2008 roku, pierwszy i niestety póki co ostatni raz, ale uwinęłam się w 3 godziny 42 minuty. Potem mi ktoś powiedział, że nie wyglądałam na zmęczoną, czyli za wolno było 🙂 Mam nadzieję że jeszcze kiedyś mi się uda i przy okazji załapię się na zrewolucjonizowane Pasta Party 😉
Gosiaczku, miałaś całkiem niezły czas jak na początkującą 🙂 I do tego nie wyglądałaś na zmęczoną! Gratuluję! Załap się na Pasta Party koniecznie, nawet, jeśli nie zamierzasz biec w maratonie.
Witam serdecznie,
zapraszam do zabawy w 10x lubię;)
Gratuluje wspaniałego blogu i przepisów.
Pozdrawiam
Odpowiedziałam u Ciebie 🙂
Nieskromnie przyznaję – jako debiutantka zwaliłam sporo ludzi z nóg 😉
a jeśli chodzi o powiązanie kulinariów i biegów, bardzo fajnie wspominam Bieg Mikołajkowy na Kabatach – na mecie dostawało się obłędne grzane wino 🙂 może Twój Małżonek też miał tę przyjemność..? 😉
Muszę zapytać Janka czy brał udział w tym biegu. Wydaje mi się, że tak. W końcu to pod naszym domem prawie 🙂