Jakiś czas temu przebiegłam moje drugie 8 km w życiu, i miałam okazję się przekonać, jak ważna w bieganiu jest głowa. To doświadczenie pokazało mi, że same mięśnie oraz płuca, to nie wszystko. Można być świetnie wytrenowanym, a mieć zły dzień i pobiec słabo. Można też odwrotnie: nastawić się pozytywnie, skupić przed samym biegiem i… pobijać nowe rekordy.
Po treningu, o którym piszę, akurat niczego specjalnego się nie spodziewałam. Cały tydzień był biegowo słaby, nie miałam siły biegać w takim tempie, jakie mi Janek rozpisał. Przez osiedle biegłam pod wiatr, wolno i z trudem…
Tymczasem okazało się, że całą trasę, czyli ponad 8 km, przebiegłam w tempie 5:54, czyli bardziej w tempie zawodów niż zwykłego treningu. Dlaczego? Bo za długo zbierałam się do wyjścia na trening i zaczęło mi się spieszyć na procesję Niedzieli Palmowej. Mam więc nowy rodzaj motywacji – wybiegać na trening, kiedy już jestem spóźniona 😉
Kiedy tylko wbiegłam do lasu, nogi same przyspieszyły, bo na miękkim czuję się bezpieczniej. Oceniłam, że przy tym tempie nie powinnam zasłabnąć i najwyżej przejdę do marszu, jeśli nie dam rady utrzymać prędkości dłużej. Za pierwszym zakrętem pętli zaczęło się idealne dla mnie podłoże i nawet nie poczułam, że znowu przyspieszyłam – dopiero zegarek z GPS-em mi to uświadomił. Jest też taka zależność psychologiczna, że kiedy z przeciwka biegną inni biegacze, to też jakoś podświadomie przyspieszam. No więc za tym zakrętem biegłam przez półtora kilometra w tempie z zawodów, czyli 5:30! Potem był kolejny zakręt, bardziej miękkie podłoże i znowu naturalnie zwolniłam.
Dodatkowo, od wbiegnięcia do lasu, skrzydeł mi dodawała myśl jaki Janek będzie dumny jak mu powiem!
Tym sposobem przebiegłam bardzo szybkim tempem dość długą jak na mnie trasę. Przed biegiem nie czułam, żebym miała jakąś nadzwyczajną formę. Potrzeba szybkiego powrotu do domu sprawiła, że przyspieszyłam i uznałam w mojej głowie, że dam radę! Oby na zawodach moja głowa umiała mówić to samo 🙂
Świetne tempo. Ja poniżej 6 min nie mogę zejść. A biegam już ze dwa miesiące.
Ania kiepsko się przekładasz – tak wyglądał mój pierwszy bieg po 15 latach grzania dupy na kanapie
Janusz Grochowski gratulacje! 🙂
Ja biegam zachowawczo, żeby mieć pewność, że nie złapię kontuzji.
Goń się 😂
Na kontuzje nie nam mocnych – to tylko kwestia czasu – moja pierwsza przy przebiegu 1550 km – kolejna po przekroczenia 2000 km i obie tak się składa powstały w czasie swobodnego wybiegania w tempie 5:30 – 6:00 jak biegałem w 4:50 -5:10 to nic się nie działo 🙂
Anka, ja przez pierwsze 2 m-ce też nie przekroczyłam 6 minut na km. I całkiem mi z tym dobrze 😉
Mi wspaniale generalnie. Ale jak widzisz z cierpliwością u mnie kiepsko… Właśnie wróciłam i uświadomiłam sobie, że biegam, żeby posłuchać sobie swojej muzyki 😀
Ale wiesz co Janusz … Ty to jak zawsze mnie kiepsko motywowales :p
Janusz, mam podobne wrażenie: najczęściej zdarza się, że noga mi gdzieś w bok ucieka, na jakiejś prostej trasie przy lekkim treningu.
Wygląda na to, że bieganie wymaga skupienia 🙂
Większej kontuzji jeszcze nie doświadczyłam, tylko czasem lekkie kłucie w kolanie.
Anka Gmurczyk bo motywacja musi pochodzić ze środka – tylko wtedy jest skuteczna – ja tak mam 🙂
To prawda. Ale zupełnie o tym nie pomyślałam. Kontuzje miałam raz, wylaczyla mnie na dwa tygodnie. Ale kupiłam buty do biegania i jest super. Oprócz biegania robię trochę ćwiczeń siłowych, i dużo różnych przeciwkontuzyjnych.
Anka, a ja biegam na razie bez muzyki. I trochę się obawiam, że muzyka sztucznie zaingeruje mi w tempo biegu. A ja chcę biegać tak jak mi organizm i plan biegowy podpowiadają 🙂
Życzę Ci cierpliwości co do zwiększania tempa. Janek miał tyle kontuzji w czasie 10 lat biegania, że wolę pobiec wolniej, a mieć pewność, że za 2-3 dni również pobiegnę 😉
Ja biegam wyłącznie przy audiobookach – idealne połączenie 🙂
O, audiobook już prędzej sobie wyobrażam do biegania 🙂
Ja biegnę przy bardzo ostrej muzyce elektronicznej. W zasadzie nie biegnę na tempo, jak już zaczynam się czolgac to zwalniam i nastawiam kierunek na dom 🙂
Anka 😀 Cudnie to opisałaś! 🙂
😉😉 Muszę pomyslec o audiobooku. Ciekawa jestem. Bo na przykład w samochodzie nie mogę.
Pięknie Olu. Oby tak dalej
Dzięki 🙂
…pomyśleć co będzie w Wlk. Niedzielę…będziesz musiała zdążyć na śniadanie 😉
Cezary, nie strasz 😀
Ooo, głowa umie bardzo, bardzo dużo! Ja z racji na to, że bieganiem sobie kolanka załatwiłam, obecnie (od ponad roku) ćwiczę sobie w domu. Z Mel B najczęściej, bo mi podchodzi najmocniej. Czasem mi się nie chce, a wtedy mój rozumek mi szepcze „Ale rusz dupę, jak zaczniesz, to już pójdzie, a jak będzie ekstra już po!”. Jak jeszcze biegałam, i pierwsze 2-3 km szły mi opornie, to rozumek mi mówił, że „Spoko spoko, jeszcze chwila, i zaraz złapiesz drugi oddech, damy radę!”. I w dodatku, doświadczenia ze sportu – przynajmniej u mnie – przekładają się na życie niesportowe. Bo jak staje przede mną jakieś wyzwanie, które wydaje mi się nie do pokonania, to mój wytrenowany rozumek mi podpowiada: „Ej, przebiegłaś maraton w niecałe 3:45, to co – z tym nie dasz rady??? Bzdura!”. I to jest świetne 🙂 I tego życzę i Tobie, Olu 🙂 Ściskam, pozdrawiam i mocno trzymam kciuki za Twoje dalsze sportowe (i nie tylko) sukcesy! 🙂
Gosiaczku, tymi kolankami to mnie trochę zmartwiłaś. Co się u Ciebie stało, że Ci kolana wysiadły? Daj znać, to postaram się uniknąć podobnego błędu.
A za maraton, obojętne z jakim czasem, to szczerze Cię podziwiam. Za Twój czas na maratonie podziwiam podwójnie 🙂 Ja nie jestem pewna, czy chcę dojść do takiego dystansu. Na razie już za chwileczkę będzie pierwsza dyszka, ale nie spieszę się zbyt mocno 😉