Jeden miesiąc, dwie życiówki – gdyby nie Maciek, takie wyniki nie miałyby miejsca. Maćko, jesteś niesamowity! I patrząc na liczbę zmian treningów w ramach jednego tygodnia, dodatkowo cierpliwy… Naprawdę się cieszę, że pewnego dnia zgodziłeś się mnie prowadzić
Start docelowy w tym roku, to 40. Maraton Warszawski i bieg w ramach mojego projektu – 40na40. Czyli 40. Maraton Warszawski na moje 40-te urodziny. W ostatnią niedzielę września zrealizowałem swój cel
Mówimy „sprawdzam”
Nim jednak doszło do tego biegu, w ramach sprawdzenia aktualnej formy, pobiegłem w półmaratonie będącym częścią Festiwalu Biegowego Warszawa-Wilanów. Był to II Królewski Półmaraton Warszawa-Wilanów, na którym ustanowiłem swoją życiówkę (1:42:47). Napotkany w trasie Krzysiek tak skutecznie mnie zagadał (na moją prośbę!), że nie myślałem o tym, że jest ciężko 🙂 Skuteczny jest – życiówka w „połówce” pobita o 2 minuty
To był jasny sygnał, że jest dobrze i można optymistycznie patrzeć na ostatnie trzy tygodnie do maratonu. Niestety czas ten wyszedł różnie, bowiem sporo działo się w pracy oraz w naszym życiu prywatnym. Ilość spotkań popołudniowych była na tyle duża, że powypadały mi treningi, a jeśli je realizowałem, często nie byłem ich w stanie ukończyć. Szczególnie wspominam jeden z nich. Wszystko było gotowe: początek w ostatnich promieniach słońca, mama na rowerze, butelka wody na kierownicy. Niestety nie zdążyłem zjeść obiadu i miałem siły tylko na 4km biegu ciągłego. Tymczasem miało być 10km, jako ostatni, dłuższy trening przed Maratonem Warszawskim
Maraton Warszawski
Plan zakładał trzymanie się „balonika” na 3h45 i zostawienie go na 25-28km. Lekkie przyspieszenie miało zapewnić końcowy wynik w okolicy 3h43
Było naprawdę trudno. Cierpiałem. 254m podbiegów oraz wiatr… Początkowo szło dobrze i równo, ale od 27km powoli zderzałem się z małą „ścianą”. Może nie były to grube mury, ale nie miałem sił przyspieszyć. Starałem się utrzymywać tempo i nie pozwalać myśleć głowie o bólu
Dużo dawały mi spotkania z Olą i Łucją. Widzieliśmy się na 18-tym kilometrze, potem zaskoczyły mnie na 30-tym 🙂 Dzięki temu mam sporo fotek z tego biegu. Niesamowite jest to, że miesięczne przykładanie się do ćwiczeń na mięśnie brzucha spowodowało, że nawet na ostatnich metrach nie miałem pochylonej sylwetki. Tak więc faktycznie biega się również mocnym korpusem
Pacemaker
czyli osoba prowadząca bieg. Na początku podłączyłem się do jednego „zająca”, który miał biec równo, choć nieco szybciej niż tempo na 3h45. Chciał zrobić lekki zapas na trudnej trasie – miało być po 5:16/km, ale wyszło… różnie. Pierwszy kilometr w 5:08, drugi w 5:27, czwarty w 5:06 i biegnący zaczynają krzyczeń, że szarpie i jest za szybko. Zostawiłem go i zacząłem biec swoje po 5:13-5:18/km. Też za szybko… co poczułem później…
Niestety pacemaker przegonił mnie w okolicach 26-ego kilometra, ale z trzydziestki biegaczy walczących o złamanie 3h45, w jego okolicy została mu tylko szóstka…
Kryzysy
Było ich kilka. Pamiętam, że od 6-ego kilometra czułem, że to nie jest mój dzień. Dziwnie sztywne nogi, ale robiłem swoje. Na 15-tym kilometrze był podbieg pod ulicę Belwederską, ale zniosłem go dobrze. Sierpniowe Tatry zrobiły swoją robotę, ćwiczenia na brzuch także
Cierpiałem na 27km. To po podbiegu za Placem Wilsona. Nie dość, że pod górkę, to wiatr. Pamiętam, że 31km trwał w nieskończoność – podbieg pod Zakroczymską i dobicie na Konwiktorskiej. Od 34km biegłem już sercem. Tempo spadło znacznie. To już nie było 5:19-5:21/km a okolice 5:30/km. Potargało mnie na ostatnich pięciu kilometrach, gdzie tempo spadło nawet do 5:33/km
Tak wyglądają międzyczasy biegu, ale nie patrzcie na tempo, tylko na poszczególne piątki i predykcję czasu na mecie. To pokazuje spadające tempo na ostatnim etapie biegu
Meta
Wiecie, że na szczęście człowieka składają się połączone ze sobą chwile? Na godzinę można spojrzeć jako na 60 minut, można także jako na cztery kwadranse. To drugie pomaga widzieć rzeczy mniejsze, które w ogólnym rozrachunku składają się na wspomniane szczęście. Jak tak mam i na mnie to działa
Wiecie dlaczego o tym piszę? Bowiem Łucja towarzyszyła mi na finiszu – ostatnie, mocne 100 metrów, podczas których uciekałem przed upływającym czasem
Najlepsze w tym fragmencie z Łucją jest to, że zeszliśmy poniżej 4:00/km a Łucja na mecie powiedziała mi, że nieco zwolniła bym wpadł na metę… przed nią 😀 Skąd ona ma taką moc i siłę..??
To właśnie jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Finisz maratoński z córką. Nowa życiówka poprawiona o 9 minut, w stosunku do 2016 roku
Pytają mnie czy jestem zadowolony z wyniku, ale nie ma tutaj prostej odpowiedzi. Patrząc na wynik półmaratonu, nie jestem! Stać mnie na lepszy wynik. Patrząc na profil trasy oraz wiejący wiatr, nowa życiówka bardzo mnie cieszy
Teraz…
Zacytuję tatę ikony Liverpool’u. Steven Gerrard często słyszał, że „dzisiaj wszystko się zaczyna. Wszystko, co osiągnąłeś wcześniej, nie ma już znaczenia”. Nie będę tego rozwijał, idę do przodu i myślę o nowych celach
Dziękuję Wam za wsparcie, trzymanie kciuków, pomoc w realizowaniu treningów i bycie dobrymi duchami mojej pogoni za marzeniami. Dogoniłem je 🙂
Rok 2019 to rok półmaratonów a projekt 40na40 ogłaszam za zakończony
Tagi: 40. Maraton Warszawski, 40MW, 40na40, MW, new balance
Gratulacje Janek. Muszę Ci przyznać, że Warszawa nie jest jednak płaska jak stół. Mi też udało się spotkać Olę na 30 km i też było to dla mnie mile zaskoczenie. Tylko ja tam byłam pełna sił. W końcu to był mój start.
hej Karolina 🙂 Dziękuję za gratulacje. Maraton pełen niespodzianek – albo trasa niecodzienna profilowo (jak na Warszawę), albo Ola na 30tym 🙂 Ja to podziwiam Cię za bieganie w Lublinie… Tam to są pagórki!!
Ogromny sukces! Szczerze gratuluję 🙂
dziękuję bardzo 🙂 Przyznam, przygotowania były łatwiejsze niż sam start