Kolejny raz wybraliśmy się w nasze ulubione miejsce na krótkie górskie wypady treningowe. Święta Katarzyna jest nie tak daleko od Warszawy, a góry mają wystarczającą wysokość, żeby się zmęczyć i poczuć rosnącą formę. Tym razem nastawiliśmy się na więcej biegania niż marszo-biegów. Zobaczcie jak poszło doświadczonemu, regularnie trenującemu biegaczowi i biegaczce, która od dłuższego czasu biega tylko w weekendy, a dystanse nie dłuższe niż 10 km.

Łysica i Przełęcz Świętego Mikołaja

Zaczęliśmy od przywitania się z Łysicą, czyli najbliższą i najwyższą górą w okolicy Świętej Katarzyny. Na szlaku przeważał dość mocno udeptany śnieg, czyli nawierzchnia idealna o tej porze roku. Był też lód w okolicy źródełka św. Franciszka, a na końcowym odcinku tylko wąska ścieżka, dość słabo udeptana.

Jeśli chodzi o mnie, to nie było mowy o wbieganiu na Łysicę. Szliśmy bardzo szybkim marszem i pokonaliśmy trasę w niecałe pół godziny. Janek ostatni odcinek przebiegł.

Odcinek z Łysicy do Przełęczy Świętego Mikołaja nie ma ostrych podejść, więc cały przebiegliśmy, nie spiesząc się za bardzo. Dookoła była dość gruba warstwa śniegu, a my biegliśmy gęsiego po wąskiej słabo udeptanej ścieżce. Po dwudziestu paru minutach dotarliśmy do celu.

Strój biegowy jest wspaniały do biegania, ale na postój się nie nadaje, więc po 2 minutach przerwy ruszyliśmy z powrotem.

Ponowna fotka pamiątkowa na Łysicy i zaczęliśmy zbiegać do Świętej Katarzyny. Przyznaję, że dla mnie było dość stromo i ślisko. Miałam buty trailowe, ale od czasu do czasu zdarzało mi się lekko poślizgnąć. Zbiegliśmy w niecałe pół godziny przy nieustannie napiętych wszystkich mięśniach, w obawie przed wywrotką. Pod koniec trasy, przy drewnianych barierkach przechodziliśmy do chodu i mocno trzymaliśmy się poręczy.

Cała trasa: Święta Katarzyna – Przełęcz Świętego Mikołaja – Święta Katarzyna zajęła nam równe 2 godziny. I obyło się bez nadmiernego zmęczenia i bez zakwasów.

Bodzentyn

Kolejnego dnia pobiegliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Bodzentyna. W nocy spadł świeży śnieg, więc po śladach mogliśmy się zorientować, że przed nami (biegliśmy koło godziny 14) tą trasą biegł tylko jeden biegacz i czasami przecięło ją jakieś zwierzę. Nie lubię takich pustych szlaków i od razu nastrój miałam odrobinę słabszy.

Tym razem prawie całą drogę biegliśmy, ponieważ strome podejście było tylko pod sam koniec, na Górze Miejskiej. Na tej trasie pierwsza połowa drogi jest cały czas lekko z górki, a druga cały czas lekko pod górkę, aby przed samym szczytem zamienić się w bardziej strome podejście.

Powiem tak: z górki biegło się bardzo fajnie 😀 Za to pod górkę miałam już lekki kryzys. Przed samym szczytem przeszłam do chodu, choć Janek miał dużo pary w nogach i zachęcał do biegu. Sama Góra Miejska nie okazała się niczym szczególnym, albo nie dobiegliśmy we właściwe miejsce. Nie widzieliśmy żadnej tabliczki z informacją, że to jest szczyt. Kiedy po ostrym podejściu trasa poprowadziła wyraźnie w dół, zaczęliśmy zawracać. Z górki znowu biegło się całkiem fajnie. I po drodze mijaliśmy stawy, nad którymi przechodzi się po serii mostków. Tego dnia było zimniej i na tym odcinku czułam, że moje mięśnie ud są zmarznięte i nie pracują tak dobrze. Dodatkowo, przemoczyłam skarpetki na tym lekko podmokłym terenie. Za to Jankowi udało się przejść suchą stopą.

W połowie drogi powrotnej zaczął się odcinek lekko pod górę. Tu dopadł mnie kryzys i dwa razy przechodziłam do szybkiego marszu. Myślę, że mięśnie odzwyczajone od regularnych treningów, jeszcze się nie zregenerowały po poprzednim dniu. Tutaj Janek wykazywał się pomysłowością w zachęcaniu mnie do podjęcia biegu. Opowiadał, jak niewiele nam już zostało do końca szlaku i co dobrego zjemy w domu. Trochę pomogło 😉

Trasa rozpisana na kierunkowskazach na 5 godzin zajęła nam 2 godziny, a wcale nie biegliśmy szybko.

Kakonin

Kolejnego dnia Janek pobiegł już sam, a ja się regenerowałam. Trasa Święta Katarzyna – Łysica – Kakonin – Łysica – Święta Katarzyna jest naszą ulubioną.

Do Kakonina Janek pobiegł bardzo mocno, a w powrotną drogę musiał już przechodzić do szybkiego marszu.

Jak by nie patrzeć, to zadanie poprawienia formy zostało dobrze wykonane, a Góry Świętokrzyskie zimą okazały się dla biegaczy bardzo łaskawe 🙂

Tagi: