Byliśmy kilka dni we Włoszech, potem zaprzyjaźnieni Włosi przyjechali z nami do naszego domu. Wczoraj wyjechali i mam teraz trochę czasu na podzielenie się z Wami wrażeniami 🙂
Wyjazd był krótki, ale intensywny. Jeden dzień na zwiedzanie Padwy i jeden na zwiedzanie Wenecji. Mamy mnóstwo zdjęć i miłe wspomnienia ze spacerów, wizyt w kawiarniach i restauracji (tylko jednej, w Wenecji, z okazji moich imienin). Odwiedziliśmy też producenta win i zakupiliśmy spory zapas na najbliższe miesiące, w cenach bardzo okazyjnych, dzięki naszym włoskim przyjaciołom. Mieliśmy odwiedzić producenta serów, ale skończyło się na kupieniu tych samych serów w najbliższym sklepie, po cenach producenta – znów dzięki przyjaźniom naszych znajomych. Dzieciom przywieźliśmy biscotti, czyli po naszemu herbatniki, ale o niebo lepsze niż te, które na co dzień jadamy w Polsce. Ja najbardziej lubię ciastka Mulino Bianco (Barilla), które można znaleźć w niektórych delikatesach u nas.
Jak zwykle jednak najpiękniejsze wspomnienia pozostały mi ze wspólnego spędzania czasu u zaprzyjaźnionych rodzin włoskich. Uwielbiam poznawać zwykłe życie mieszkańców innych krajów. I oczywiście bardzo interesuje mnie to, co jedzą na co dzień 🙂 Włosi mają trochę inny rytm dnia niż my. Rano, przed wyjściem do pracy wypijają kawę z mlekiem z jasnym chlebem lub ciasteczkami, które chętnie moczą lub wrzucają do swoich kubków kawowo-mlecznych. O 12 jedzą pranzo, odpowiednik naszego obiadu. W jego skład wchodzi pierwsze danie: makaron z dodatkami lub risotto, i drugie danie: mięso i warzywa gotowane lub sałata. W czasie obiadu i kolacji na stole zawsze leży jasny chleb, który można sobie urywać i kawałeczkami czyścić swój talerz z pysznych sosów. Po obiedzie jest obowiązkowe espresso: mocna kawa podawana w malutkich filiżaneczkach – dla nas za mocna, bo nie jesteśmy kawoszami. Na deser owoce, lody lub ciasto. Potem następuje sjesta, do której nam na początku zawsze ciężko się przyzwyczaić. Kolacja zaczyna się najwcześniej o 19, kiedy nie ma już takiego upału. Zawsze przeraża nas wizja typowej włoskiej kolacji: znowu dwa dania i deser, i wino oczywiście 🙂 Muszę jednak przyznać, że dzielnie dawaliśmy radę i nawet nie czuliśmy się źle po takim wieczornym objadaniu się.
Kuchnia włoska jest zdecydowanie lżejsza od naszej. Włosi używają minimalnej ilości przypraw. Do sałaty nie dodają żadnego sosu, za to na stole obowiązkowo stoi dobra oliwa i ocet balsamiczny. W mięsie nie wyczułam żadnych przypraw, ale było pyszne, delikatnie aromatyczne, lekkie. Czasami zamiast mięsa dostawaliśmy prosciutto, czyli włoską szynkę. Czasami do tego były jeszcze suszone pomidory w oliwie i parmezan – dla nas pełnia szczęścia. W lecie zupy odchodzą w zapomnienie. Zastępują je makarony lub risotto. Podobno świetne jest risotto z pokrzywą, ale nie mieliśmy okazji spróbować. Za to risotto z białymi szparagami było jak zwykle przepyszne. Na długo pozostaną mi w pamięci gnocchi z sera ricotta, podobne do naszych kopytek, ale zdecydowanie delikatniejsze, rozpływające się w ustach. Do tego sos pomidorowy z pokrojonymi w drobną kostkę duszonymi warzywami. Można tym zaspokoić głód na długo, a po zjedzeniu nadal czułam się lekko i bez problemu zmieściłam jeszcze deser.
Miałam ochotę porobić zdjęcia tym wszystkim potrawom, ale jakoś mi to nie pasowało do miłej atmosfery przy stole. Wolałam nie robić zamieszania. Włosi świetnie gotują, ale ważna jest dla nich również atmosfera przy stole. Więc zdjęcia pojawią się dopiero gdy sama zrobię te wszystkie pyszne rzeczy. Aha, zapomniałam dodać, że nasz gospodarz jest zawodowym kucharzem 🙂 Jaki miły zbieg okoliczności!
A co Włochów dziwiło lub czego nie znali z polskiej kuchni? Oczywiście masło do chleba. Uznali, że nasza kuchnia ma wiele wspólnego z angielską. Pierwszy raz widzieli rzeżuchę i koperek. Nie wiedzieli, że z buraków można zrobić zupę. Oni robią z nich tylko sałatki. Rabarbar kojarzyli z wyjazdów do Anglii i nie wiedzieli, że można z niego zrobić takie smaczne desery 🙂 Zadziwiają ich ilości pitej przez nas czarnej herbaty, ale w deszczowy dzień u nas sami ochoczo pili 😉 Nie znają naszego zwykłego białego sera, ogórków kiszonych i kiszonej kapusty… Niby fajna ta ich kuchnia, ale jednak trochę wybrakowana 😉

Na koniec trochę zdjęć.
Dwa pierwsze: w Padwie trafiliśmy na targ na głównym placu.
Dwa kolejne: gondole w Wenecji.
Na dole po lewej: wąskie przejście między budynkami – takie zakamarki tworzą klimat Wenecji.
Na dole po prawej: Wenecja mniej oficjalna – pranie suszy się nad kanałami.

Italia Padwa i Wenecja

Na górze: ja przy placu Św. Marka.
Na dole po lewej: przy studzience w Wenecji – mój mąż robi super zdjęcia!
Na dole po prawej: sklep z przyprawami w Wenecji.
Italia Wenecja

Na górze: w Wenecji sklepy dla turystów są powciskane niemal wszędzie.
Na dole po lewej: we Włoszech w ogródkach wszystko jest jakby w powiększeniu. W tle wielki krzak rozmarynu.
Na dole po prawej: u producenta win.
Italia wina

Tagi: