Podróż do obory Danki była ciekawym doświadczeniem. Wcześniej dostaliśmy miłe zaproszenia i bransoletki z małą Danką. Moje dzieci natychmiast zainteresowały się nową biżuterią w domu 🙂
Cel podróży był jasny. Mieliśmy na własne oczy zobaczyć skąd się bierze mleko do produkcji jogurtów. I powiem Wam, że takie gospodarstwo z ponad setką szczęśliwych krów robi wspaniałe wrażenie!
Na początek dostaliśmy „twarzowe” kombinezony, które nałożyliśmy na swoje kurtki, płaszcze i sukienki. I dowiedzieliśmy się, że owszem ten strój ma nas chronić przed ewentualnym ubrudzeniem, ale przede wszystkim ma chronić krowy przed naszymi zarazkami!
Po pierwsze, od razu chciałabym rozwiać Wasze obawy: dało się tam oddychać. Obora jest profesjonalnie skonstruowana i ma taką wentylację, że praktycznie nic brzydkiego nie czuć. Poza tym jest sprzątana dwa razy dziennie. Zapach, który można było wyczuć, to wspaniały zapach siana, które było rozłożone wzdłuż całego przejścia, i z którego krowy nieustannie coś skubały.
Po drugie, trochę mnie zaskoczyło, że krowy nie są uwiązane łańcuchami, tylko swobodnie przemieszczają się po oborze. W dowolnej chwili mogą coś zjeść lub położyć się spać, albo napić wody, albo… poczochrać się czochradłem. To proste urządzenie złożone ze szczotek wzbudziło nasze zainteresowanie. Miło było popatrzeć jak krowy z błogimi minami oddają się czochraniu. Podobno często się zdarza, że przy czochradle ustawiają się kolejki!
Usłyszeliśmy też historie o sprytnych krowach, które czatują na smakołyki wydawane innym, słabszym koleżankom. I o tym, że krowy bawią się w ganianego… I to na zmianę! Lubią też przytulanie 🙂
Krowy zestresowane dają mniej mleka. Dlatego każda krowa musi ciężko pracować śpiąc przez większą część dnia, a przez resztę czasu jedząc 😉
Odwiedziliśmy też małe cielaki. Urocze, ale nie dawały się pogłaskać. Już w kolczykach, bo jak wyjaśnił nam gospodarz, jemu kolczyki nie są do niczego potrzebne, ale krowy lubią takie ozdoby 😉 I tak wesoło było podczas całej naszej wizyty.
Krowy idące na dojenie mają wykonywany pedicure! Przechodzą przez specjalne korytko wypełnione specjalnym płynem pielęgnującym kopyta. Już wiemy, że krowy są dojone za pomącą urządzeń, które ssą nawet lepiej niż cielęta 🙂 A jak trzeba, to masują bez ssania. Mleko prosto z dojarek trafia do ogromnego zbiornika, w którym jest szybko chłodzone oraz powoli mieszane, by się nie rozwarstwiało.
Kiedy już napatrzyliśmy się na te szczęśliwe zwierzęta, mogliśmy przejść do domu gospodarzy, gdzie czekał na nas wspaniały poczęstunek, pyszna nalewka i… wykład o dobrostanie krów. Dowiedziałam się dlaczego tak trudno było nam pogłaskać krowę. Ona ma oczy po bokach, a nie z przodu, więc tuż przed nosem ma ślepy punkt. A my uparcie zbliżaliśmy nasze ręce od przodu. Poza tym krowy nie lubią się cofać, bo z tyłu też mają ślepy punkt. Lubią czynności takie jak jedzenie czy leżenie wykonywać w gromadzie, razem. Ilość wyprodukowanego mleka zależy od oksytocyny, która z kolei zależy od nastroju zwierzęcia. Dlatego tak ważne jest by krowy były zadowolone 🙂
My również wyjechaliśmy stamtąd bardzo zadowoleni. I droga powrotna minęła zdecydowanie za szybko.
Jeżeli Wy też znacie takie miejsca gdzie można dobrze spędzić czas i wypocząć na łonie natury, to zajrzyjcie na stronę Danki i weźcie udział w zabawie z nagrodami.
Jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej o naszej wycieczce, to zapraszam na blogi innych uczestników zwiedzania obory: Doroty (tu można obejrzeć film), Doroty, Polki, Kuchareczki, Aliny, Zucha, Chatolandii.
Fot. Krzysztof Kuczyk
Artykuł komercyjnyTagi: jogurt, jogurt naturalny
Olu, kolejna sesja fotograficzna w oryginalnym wdzianku…czy Ty aby branży nie zmieniasz?:)
Aniu, że niby na modowego bloga przerobię? 😉 Twoje słowa dały mi do myślenia 😀
Olu, znam Cię zbyt dobrze;) nie zamienisz garów na ciuchy:)
Aniu, oczywiście! Bardzo dobrze mnie znasz 🙂
Fantastyczna relacja 🙂
Sama z chęcią wzięłabym udział w takiej
wyprawie 🙂
Alda, warto, bo to czysta przyjemność obcować ze szczęśliwymi zwierzętami 🙂
Olu, było cudnie! Uściski przesyłam 🙂
Asiu, mi też się podobało 🙂 Buziaki
mućki 😀 muuuu!! musiało być fajnie 🙂
Tanroth, było fajnie. Uśmiecham się kiedy widzę tą relację, bo to był bardzo fajny wyjazd 🙂
[…] i Danka, u której niedawno byłam z wizytą, zapraszamy Was na prostą zabawę, w której można wygrać jedną z trzech książek […]
Alois, przytaczam Twój komentarz, ale bez linków do filmów, które są bardzo drastyczne i które nie mają nic wspólnego z tym, co ja widziałam i opisałam.
Twój komentarz:
“Odwiedziliśmy też małe cielaki. Urocze, ale nie dawały się pogłaskać. Już w kolczykach, bo jak wyjaśnił nam gospodarz, jemu kolczyki nie są do niczego potrzebne, ale krowy lubią takie ozdoby I tak wesoło było podczas całej naszej wizyty.”
Serio? Krowy lubią, jak im się przekłuwa uszy i nadaje numerki (8 tysięczne któreś tam… w transporcie do rzeźni)? Może lubią też dekornizację?
Nie zastanowiło was to, że słynna krowa Danka ma takie piękne imię, a te biedne cielaki odebrane matkom zaraz po urodzeniu i hodowane na cielęcinę mają kolczyki z numerkami jak więźniowie obozów koncentracyjnych?
I ciekawe, czy równie wesoła byłaby ta wizyta, gdyby pokazali Wam, jak wygląda transport tych krów do rzeźni po kilku latach takiego “szczęśliwego” życia i jak wygląda transport ich odebranych dzieci i przerabianie ich, krzyczących z bólu i przerażenia, na cielęcinę…
Moje zdanie:
Z kolczykami to był żart, ale ogólnie mówiąc nie uważam, żeby kolczykowanie sprawiało krowom więcej cierpienia niż przekłuwanie uszu ludziom. A z całą pewnością jest to niezbędne dla prowadzenia takiej hodowli, szczególnie, jeśli zwierząt jest dużo.
Rozumiem, że dla kogoś, kto nie je mięsa, cała ta historia jest niedopuszczalna, a krowy powinny swobodnie przechadzać się po łąkach, nie niepokojone przez ludzi.
I teraz powiedzmy sobie jasno: ja jem mięso. Jestem dużą dziewczynką i zdaję sobie sprawę, że abym mogła je zjeść, ktoś wcześniej musiał zabić zwierzę. Dopóki robi się to humanitarnie, to ja to akceptuję. W miejscu, które opisałam, uwzględnia się psychikę zwierząt, ich strach, ich potrzeby. Mówiono nam też o rzeźniach konstruowanych w taki sposób, by zwierzęta nie bały się i nie cierpiały.
Jeśli chodzi o dekoronizację, czyli obcinanie rogów małym cielakom, to z tego, co mi wiadomo, możliwości w hodowli są dwie: albo krowy będą trzymane w stajni na krótkich łańcuchach, albo obetnie im się rogi i będą spacerowały swobodnie. Inaczej by się pobodły, czyli robiłyby sobie nawzajem krzywdę.
Krowy, które ja widziałam były bardzo zadbane i szczęśliwe. Miały swoje imiona i swoje historie. Jeśli w innych miejscach zwierzęta są inaczej traktowane, to nie przenośmy tego na każde gospodarstwo!
[…] Zobaczcie też relacje innych blogerów i więcej zdjęć: Alina, Zuch, Chatolandia, Ola, […]