Ostatni, nieco szerszy, weekend miałem okazję spędzać z przyjacielem w Górach Świętokrzyskich. Elementem naszego pobytu było wino. Myślę, że jak napiszę, że było równie istotnym punktem dnia, co nasze wędrówki, to nie pomylę się za wiele 😉 Nasz wyjazd trwał 3 dni – od piątku do niedzieli. W tym czasie mieliśmy trzy wycieczki oraz… degustowaliśmy trzy wina. Ale po kolei

gory-swietokrzyskie-1

W piątek udaliśmy się na górę Radostowa. Wycieczka raczej płaskawa, choć ostatnie podejście zrobiło na nas wrażenie. Dodatkowo okazało się, że to fajne miejsce do robienia siły biegowej – podbieg aż chce się rzucić wszystko i osiedlić w okolicach Świętej Katarzyny, w której mieszkaliśmy. Niestety słabo trafiliśmy z pogodą. Od kilku dni padało całymi dniami. W trakcie naszej wędrówki padało całą drogę, a ostatnia godzina naszego spaceru, to istna ulewa. Tak więc niektóre momenty naszej trasy przedstawiały się tak, jak na poniższym zdjęciu

gory-swietokrzyskie-2

Cała wycieczka trwała jakieś 5 godzin. Fajny spacer zapoznawczy, podczas którego nigdzie się nie spieszyliśmy, choć zerkaliśmy na zegarek chcąc wrócić do domu o rozsądnej godzinie, aby zjeść kolację i… dokończyć Porto 😉

Piątek – Porto początek. Tak jest – otworzyliśmy je już po przyjeździe, aby udając się na wspomniana już wędrówkę, mieć jego posmak

wino-porto

Graham’s Fine Ruby Port. Bardzo przyjemne czerwone owoce (jagody, jeżyny). W ustach miękkie i delikatne. Szalenie przyjemne Porto, którego smak na długo pozostaje w ustach

Drugiego dnia mieliśmy kluczową wyprawę: Święta Katarzyna – Święty Krzyż – Święta Katarzyna. 32km, które chcieliśmy rozpocząć i zakończyć „za jasności”. Wyruszyliśmy kilka minut po ósmej. Na Święty Krzyż doszliśmy w 3:45 – mój nowy rekord. Solidne tempo na Łysicę spowodowało, że miałem obawy czy nie padniemy w drodze powrotnej. Ale tak się nie stało

gory-swietokrzyskie-4

W obie strony robiliśmy popas w miejscach, w których mieliśmy ochotę i specjalnie się nie spieszyliśmy w jedzeniu czy piciu herbaty. Powrót trwał 3:57, a jeden postój (Kakonin, przystanek autobusowy) trwał kilkanaście minut. Wakacje, to wakacje – nie ma się co spieszyć 🙂

Wróciliśmy do domu solidnie zmęczeni, ale z piękną perspektywą: Masi Campofiorin 2012 podane z pastą z wegańskim sosem bolońskim. Rewelacyjne połączenie

wino-campofiorin

Z początku wino wydało mi się być cienkim, o małej treści, ale z czasem zmieniłem zdanie. Wystarczyło mu dać odetchnąć dwa kwadranse, aby zmieniło swoje oblicze. Mamy czerwone porzeczki i wiśnie. Natlenienie go powoduje, że znika alkohol. W ustach dochodzą nuty gorzkiej czekolady. Jest także wanilia i beczka. Tanina nie jest za wysoka, kwasowość na przyjemnym poziomie. Przyznam, że spodziewałem się jednak bardziej treściwego i skoncentrowanego wina. A jak kulinarnie? Zdecydowanie pod klimaty mięsne i serowe. A no właśnie, mieliśmy okazję zrobić sobie deskę serów – przy niej wino pokazało swoje bardzo fajne oblicze

wino-loratoire

W sobotę otworzyliśmy także L’Oratoire Grenache Shiraz 2015 Collection Privee. Jakie to wino? Wiśnie i porzeczki z nutą przypraw. Tanina dosyć mocna, kwasowość na średnim poziomie. Finisz owocowy. Podałbym je do serów czy wołowiny w lekkim sosie. Nam przyjemnie komponowało się z ww. pastą. Nawet nie wiem czy nie było ciekawsze od Campofiorin. Kluczową okazała się wspomniana pieprzność, która nadała potrawie charakteru

gory-swietokrzyskie-3

Niedziela to dzień na spokojnie. Spokojny spacerek na Łysicę, aby rozruszać solidnie zmęczone sobotą mięśnie i powrót do Warszawy. Winiarsko już nic nie popełniliśmy 🙂

Wyjazd super! Uważam, że wino to nie tylko smaki, ale także i spotkania czy rozmowy. Tutaj radość potrójna – fajny kompan do wędrówek, góry i wino. Jeszcze to kiedyś wspólnie powtórzymy

Tagi: ,