15 sierpnia Janek brał udział w Półmaratonie „Cud nad Wisłą”, w Radzyminie. Poprosiłam go, aby w jednym zdaniu opisał ten bieg – „życiówka zrobiona w koszmarnych warunkach – upał, pełne słońce. Naprawdę trudne warunki”. A teraz oddaję mu głos

Półmaraton Janka Radzymin

Start wcześnie, bo o godzinie 9:00. Dobra perspektywa, bo początek nie będzie jeszcze w skwarze. Do 12-ego kilometra wszystko szło zgodnie z planem. Biegłem w miarę swobodnie, kontrolowałem tempo. Chwilę później upał zaczął dawać się już na tyle we znaki, że wiele osób przechodziło do marszu. Od 14-ego kilometra wiedziałem, że być może będzie to moje „najdłuższe” 7km w bieganych dotychczas przeze mnie startach. I tak też było. Cały czas walczyłem i wmawiałem sobie, że „już 1:15 za mną, jeszcze tylko 35 minut i będzie po wszystkim”, potem „to jedynie 22 minuty i będzie już koniec” itd.

Na szczęście mój przyjaciel, który układa mi plany treningowe i daje wskazówki, polecił mi zabrać na ten bieg pas biodrowy i 0,5 litra wody. Na „czarną godzinę”. A ta „godzina” przyszła po 15-tym kilometrze. Na szczęście ta woda mnie uratowała, choć od 19-ego kilometra zaczęło robić mi się ciemno przed oczami. To koszmarna do biegania pogoda, jeszcze bardziej dała znać o sobie

Meta – świat mi faluje a nogi się uginają. Dochodzę do barierki, aby przytrzymać się jej i nie upaść. Chyba musieli zobaczyć to organizatorzy, bo podeszła do mnie jedna osoba i pyta czy wszystko w porządku. „Średnio, średnio” – tyle tylko odpowiadam. Pojawia się od razu inna osoba z 1,5-litrówką zimnej wody w butelce. Część wylewam na głowę i kark a resztę wypijam. Od razu lepiej. Powoli dochodzę do siebie

1:50:03 – nowa życiówka. Poprzednią, z marca tego roku, poprawiłem o 49 sekund. Co prawda spodziewałem się wyniku w okolicach 1:49, ale patrząc na warunki, jestem bardzo zadowolony

Jestem także pod wrażeniem otoczki biegu, który upamiętniał „Cud nad Wisłą” z 1920 r. Na Rynku, tuż obok startu rozlokowali się żołnierze ze swoim sprzętem. Był czołg, był Rosomak i inne pojazdy opancerzone. Do każdego można było wejść, wszystkiego dotknąć. A co najlepsze, żołnierze sami z siebie opowiadali o specyfice danego urządzenia, zastosowaniu itp. Słuchałem ich tak, jak się słucha prawdziwych pasjonatów. Można było trzymać w rękach karabiny, broń krótką, hełmy i inne przedmioty, które były wystawione do oglądania. Nie jestem jakimś specjalnym pasjonatem militariów, ale całość zrobiła na mnie wrażenie. Głównie za sprawą rozmów ze wspomnianymi żołnierzami

Półmaraton Janka Radzymin 0

Tradycyjnie, po biegu otworzyłem butelkę wina, która była motywacją w trakcie biegu i swoistą nagrodą za trud

Tagi: , ,