Kompletnie nie chciało mi się zabrać za to podsumowanie. Przymusiła mnie po trochu Ola oraz choroba, z której wychodzę. Wiadomo, człek chory, to i nieco więcej czasu ma leżąc w łóżku

Zastanawiałem się nad kształtem tego podsumowania. Początkowo myślałem o tym, aby iść chronologicznie – od października 2016, do kwietnia br. Wydaje się to logiczne, ale… zrobię nieco inaczej. Będę operował hasłami

Silne nogi

Zauważyłem, że u mnie to podstawa. Dzięki temu mogę przebierać nimi szybciej i głowa dostaje sygnał, że wszystko jest pod kontrolą. Jak je wzmacniałem? Na dwa sposoby, czyli biegając KROSY oraz będąc w Górach Świętokrzyskich na długich wędrówkach lub dłuższych wybieganiach

KROSY biegałem w Powsinie kręcąc się w okolicach amfiteatru. Kilka razy miałem okazję biegać w pieknym, listopadowym słońcu

Jak chcemy zrobić porządną siłę biegową, to zdecydowanie ścieżka biegowa w Falenicy, gdzie nawet mróz w postaci -13 stopni nie był dla nas groźny

Wspomniałem o Górach Świętokrzyskich. Byłem tam dwukrotnie. Za pierwszym razem, tuż po powrocie z roztrenowania, byłem tam ze swoim przyjacielem. W ramach spędzonych tam trzech dni, zaliczyliśmy solidny marsz ze Świętej Katarzyny na Święty Krzyż i z powrotem. Winiarsko także byliśmy w tym czasie mocni 😉

Za drugim razem był to już wyjazd biegowy z Sebastianem i Martą. 2 dni, 2 wycieczki biegowe po solidnym błocie. Uprzedzając ew. pytania – było warto

Jaką mieliśmy pogodę? Podczas obu tych wypraw solidnie padało i było naprawdę mgliście. To zdjęcie, z drugiego wyjazdu, dobrze oddaje aurę – człowiek zagubiony we mgle 😉

Mocna głowa

Nic tak nie wzmacnia głowy jak bieganie zimą. Śnieg pada w twarz? Śnieg nie zadaje bólu, trening czeka. Nie ma czasu na bieganie wieczorem? Można wstać o 4:30 by zrobić swoje. Listopadowy chłód przeszywa kości? Spokojnie, po kilku minutach biegu zrobi się już ciepło. Taka tam… motywacja 😉

Czy jeśli jest naprawdę ślisko, to można odpuścić? Można. Natomiast wtedy straci się trening. Wystarczy biegać nieco wolniej i mieć odpowiednie buty. (choć tutaj, poniżej ślizgałem się konkretnie)

Starty

Nie było ich za wiele. O ile pamiętam, to trzy. Tak, tylko trzy! Dwa razy był to Parkrun na Ursynowie (5km). Raz kompletnie mi nie poszło (po 3km musiałem stanąć z powodu kolki), ale miałem świadomość, że nie zawsze wychodzi. Po prostu nie trafiłem w swój dzień. Ale warto próbować, bo… można zrobić życiówkę

Parkrun Ursynów

Podczas jednego z Parkrun’ów udało mi się zrobić życiówkę na 5km. Jak wiadomo, sukces ma wielu ojców. Dlaczego o tym piszę? Bo gdyby nie Sebastian, na pewno nie wyszedłbym poza strefę swojego komfortu i zamiast biec po swój personal best, zrobiłbym bieg ciągły. Co ciekawe, Sebastian robił swoje… rozbieganie 😀 Biegł spokojnie, prowadził mnie, motywował, opowiadał różne historie i… 22:35 wpadło. Sąsiad, dziękuję 🙂

Nie powiem, bolało. Ale boli przez nieco ponad 20 minut biegu. Natmiast radość trwa dużo dłużej

Druga życiówka, to mój start docelowy – Bieg Oshee 10km przy okazji Orlen Warsaw Marathon. Fajnie, że jest życiówka, bo ostatnie 4-5 tygodni kompletnie nie miałem ochoty i sił do biegania. W tym czasie, zamiast robić trening 6x 1km czy 4x 2km, wybierałem abo 10x 200m albo 5km na ww. Parkrunie. Byleby wrócić szybko do domu i na 2 dni zapomnieć o bieganiu

Bieg Oshee przed startem

Plusem zmian wynikających z wspomnianej niechęci do biegania był taki, że ostatnie 500-600 metrów, miałem siłę biec w tempie 4:15/km. Zakładam, że właśnie te 200-metrówki dały mi moc utrzymania wyższej prędkości na dłuższym finiszu. A może to 5x 800m robione na 6 dni przed zawodami…? Wyszło 47:26, choć jeszcze w listopadzie czule zerkałem w okolice 45 minut. W marcu zmieniłem pracę i treningi zeszły na dalszy plan, który przesunął się w okolice 46:30

10km Oshee

Jest 47:26 i jestem zadowolony! I jest też nauka, że sezon biegowy nie może u mnie trwać 6 miesięcy, bo głowa po 4,5-5 miesiącach mówi już stanowcze DOŚĆ. Przyznać także muszę, że akcenty („tysiączki” czy inne odcinki) fajnie biega się w ciepłe dni. W lesie, wśród drzew, na słoneczku… Zimą jakoś tego nie czuję

Było – minęło. Biegnę dalej

Co widzę?

Że wolę dłużej a wolniej. Owszem, fajnie czasem zrobić 4x 2km czy 6x 1km, ale… uwielbiam długie biegi. Zawsze powtarzam, że wolę poprawić życiówkę w półmaratonie o 10 sekund, niż „dyszkę” o 2 minuty

Większą frajdę daje mi wybieganie na 15km czy nawet 24km, niż nowa życiówka na 10km

Plany

Plany na drugą część sezonu? Na pewno wyzdrowieć, bo dopadł mnie jakiś wirus…

A tak poważnie, to BMW Półmaraton Praski – 2 września i start o godzinie 20:30. Zakładam tutaj nową życiówkę i chciałbym się zakręcić w okolicach 1:45

Planuję także jeden start w październiku, ale nie jest to jeszcze sprecyzowane co to będzie za bieg. Zakładam, że będzie to półmaraton, choć czule zerkam w stronę maratonu…

Myślę, że wiele pokaże ten półmaraton praski oraz to, jak będę trenował podczas urlopu wakacyjnego. Wybieramy się do Włoch i z kilku powodów może być tam różnie… Mam na myśli nie tylko upał, ale także wino, sery, pizze i lody. Wiemy o co chodzi 😉

Kolejny plan, to powrót do swojej wagi. Moją wagą docelowa (i startowa), to 78kg. Teraz, po Świętach i majówce, popsuła nam się waga – cały czas wskazuje okolice 83kg. Możliwe, że trzeba jej wymienić baterię 😉

No i chcę przyłożyć się do siły biegowej, ale nie takiej jak na tym zdjęciu. Chciałbym powrócić do core stability, brzuszków, pompek, hantli i grzbietów. Robiłem to wszystko idąc do Maratonu Warszawskiego 2016 – zupełnie inaczej się biega. Lżej, sprawniej i człowiek nie pochyla się, wraz z upływem kilometrów, do przodu

Tyle słowem podsumowania. Czas biegnie dalej, ja wraz z nim 🙂

Trzymajcie kciuki

Tagi: , , ,